Trump grozi wysokimi cłami Unii Europejskiej. Ekspert: „Eskalacja będzie trudna do uniknięcia”

Opinion piece
18 July 2025

„Najnowsza groźba Trumpa uczyniłaby eksport UE nieopłacalnym. W takim przypadku Unia nie ma wiele do stracenia, odpowiadając ostro” – mówi nam ekonomista Sander Tordoir

11 lipca 2025 prezydent USA Donald Trump opublikował list zaadresowany do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. List rozpoczął od słów podziwu dla siły relacji handlowych między UE i USA. A dalej napisał:

„Przez lata omawialiśmy naszą relację handlową z UE i doszliśmy do wniosku, że musimy odejść od długotrwałych, dużych i uporczywych deficytów handlowych, spowodowanych przez Wasze cła oraz polityki taryfowe i pozataryfowe. Niestety, nasza relacja była daleka od wzajemności.

Od 1 sierpnia roku będziemy nakładać na Unię Europejską cło w wysokości jedynie 30 proc. na produkty z UE wysyłane do Stanów Zjednoczonych, niezależnie od wszystkich sektorowych ceł. Towary przesyłane tranzytem w celu uniknięcia wyższego cła, będą podlegały tej wyższej stawce. Proszę zrozumieć, że te 30 proc. to znacznie mniej, niż potrzeba, aby wyeliminować dysproporcję deficytu handlowego, jaki mamy z UE.

Jak Pani wie, nie będzie żadnych ceł, jeśli Unia Europejska lub firmy w jej ramach zdecydują się budować, lub produkować towary na terenie Stanów Zjednoczonych i zrobimy wszystko, aby uzyskać zatwierdzenia szybko, profesjonalnie i rutynowo – innymi słowy, w ciągu kilku tygodni”.

Dalej Trump grozi, że jeśli UE zdecyduje się na jakiekolwiek cła odwetowe, wówczas USA doda stawkę narzuconą przez UE do ogłoszonych już 30 proc. I dodał m.in., że amerykański deficyt handlowy z UE jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych.

Krótka historia wojny handlowej Trumpa

Przypomnijmy jak najkrócej: w kampanii wyborczej w 2024 roku Donald Trump mówił o konieczności narzucenia wysokich ceł w celu zwalczenia amerykańskiego deficytu handlowego. Wspominał m.in. o 60-procentowych cłach na Chiny. Mało kto brał te słowa na poważnie.

Od pierwszych dni swojej kadencji w styczniu 2025 roku Trump wziął się jednak do rozpętania wojny handlowej z całym światem.

W kulminacyjnym dotychczas momencie amerykańskie cła na chińskie towary przez krótką chwilę wynosiły 145 proc.

Trump chce renegocjacji lub utworzenia nowych umów handlowych między USA a niemal każdym krajem na świecie. Jako główne powody podaje niszczące rzekomo dla amerykańskiej gospodarki wysokie deficyty handlowe i chęć przyciągnięcia światowych firm do prowadzenia działalności w USA.

Szkopuł w tym, że Trump chce "naprawiać" deficyty handlowe cłami, ale narzuca je nawet tam, gdzie USA mają nadwyżkę, jak w przypadku Brazylii czy Australii. Deficyt nie oznacza też automatycznie, że kraj po stronie deficytu jest oszukiwany – po prostu kupuje wtedy więcej, niż sprzedaje, a przyczyn może być wiele – tańsza siła

robocza, różnica w rozwoju gospodarczym, inna specjalizacja gospodarcza krajów po obu strony wymiany.

W wywiadzie dla OKO.press doktor stosunków międzynarodowych z Oxford University Brad Setser mówił, że deficyt handlowy z Chinami faktycznie jest problemem dla amerykańskiej gospodarki i wskazuje na zależność USA od Chin w dostępie do części kluczowych towarów.

Jednocześnie zwracał uwagę, że UE i USA powinny w tej sprawie współpracować, by przeciwstawić się chińskiej polityce eksportowej.

Trump wybrał jednak inną ścieżkę.

10 proc., 20 proc., 30 proc., 50 proc.

Wróćmy teraz do ceł na Europę, które mają zacząć obowiązywać za nieco ponad dwa tygodnie. Na razie obowiązuje 10-procentowa stawka. 2 kwietnia, który przez Trumpa nazwany został Dniem Wyzwolenia, amerykański prezydent ogłosił, że towary z UE zostaną objęte 20-procentową stawką celną. 9 kwietnia o północy stawka weszła w życie, a 13 godzin później Trump ją „zawiesił” na 90 dni i wybrał jednak 10 proc. dla UE.

Jak w przypadku wielu innych terminów, amerykański prezydent nie trzymał się ich ściśle. 90 dni zawieszenia upłynęło 9 lipca. Nie będzie też 20, a 30 proc. W maju Trump zniecierpliwił się negocjacjami i zagroził 50-procentowymi cłami od 1 czerwca. Groźby jednak nie spełnił.

W tym czasie negocjacje między stronami rzeczywiście szły opornie, ale zachowanie Trumpa pokazuje jeden z kluczowych powodów – nigdy nie wiadomo, czy Trump nagle nie zmieni zdania i nie ogłosi zupełnie innej polityki. Negocjatorzy nigdy na sto procent nie mogą wiedzieć, nad czym dokładnie pracują.

"Nałożenie 30-procentowych ceł na eksport z UE zakłóciłoby kluczowe transatlantyckie łańcuchy dostaw, ze szkodą dla przedsiębiorstw, konsumentów i pacjentów po obu stronach Atlantyku" – przekazała w odpowiedzi Trumpowi Ursula von der Leyen – "Jesteśmy gotowi kontynuować prace nad osiągnięciem porozumienia do 1 sierpnia. Jednocześnie podejmiemy wszelkie niezbędne kroki w celu ochrony interesów UE, w tym w razie potrzeby podejmiemy proporcjonalne środki zaradcze".

Część europejskich dyplomatów dalej przekonuje, że to tylko strategia negocjacyjna Trumpa. Ale UE musi być gotowa na to, że Trump swoje groźby spełni i wprowadzi 30 proc. cła.

Krótki żywot eskalacji z Chinami

Na przykładzie Chin widać, że Amerykanie są w stanie zrealizować groźbę Trumpa o podnoszeniu stawki w wypadku odpowiedzi. W tamtym wypadku stawka zatrzymała się dopiero na absurdalnych 145 proc. na chińskie towary w USA i do 125 proc. na

amerykańskie towary w Chinach. Wiemy też, że ta eskalacja trwała miesiąc, po czym cła ścięto o 115 punktów procentowych i dano sobie kolejne 90 dni na kolejne negocjacje. Tutaj też może płynąć dla Europy lekcja.

Jedną z nich jest to, że wypracowanie faktycznej umowy handlowej w dwa tygodnie pod presją jest praktycznie niemożliwe.

„Właściwe umowy handlowe to żmudny, mozolny proces, który trwa miesiące, a nawet lata. Oczekiwanie pełnoprawnych umów do 1 sierpnia jest więc równie nierealistyczne, tak samo było w wypadku deadline’u 9 lipca” – komentuje dla OKO.press główny ekonomista think tanku Centre for European Reform Sander Tordoir – „W najlepszym razie powstaną jakieś ramy porozumień, które nadal będą wymagały dopracowania”.

Miejsce na sojusz z Japonią, Koreą czy Kanadą

Ekspert zwraca uwagę, że przez ciągle zmienne warunki, cele i stanowiska negocjacyjne, oraz nieustannie dodawane groźby i żądania istnieje ryzyko, że umowy Waszyngtonu z Japonią, Kanadą, UE i Koreą Południową zakończą się niepowodzeniem.

„Mam nadzieję, że w takim scenariuszu tradycyjni sojusznicy USA zareagują jednocześnie na amerykański eksport, aby zmusić USA do wycofania się i przedstawienia bardziej realistycznych żądań. Taka skoordynowana akcja znacząco zwiększyłaby krajowe koszty polityczne i ekonomiczne wojny handlowej w USA, co z kolei zwiększyłoby prawdopodobieństwo korekty kursu”.

W przypadku Chin kluczową kartą przetargową był dostęp do metali ziem rzadkich. Chiny praktycznie zablokowały ich eksport, a są to zasoby kluczowe w branży elektronicznej i motoryzacyjnej.

Europa nie ma pojedynczego tak silnego argumentu, stąd ewentualne zjednoczenie z innymi dotychczasowymi sojusznikami USA jest sensowną sugestią.

Japończycy oczekiwali stosunkowo łatwych rozmów. Na początku lipca odbyli ich siódmą rundę, która jednak nie doprowadziła do żadnego przełomu, a po stronie japońskiej widać narastającą frustrację. Podobne odczucia widać w przypadku wszystkich wymienionych przez Tordoira krajów.

Nie opłaca się być miłym

Olivier Blanchard, były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, napisał w mediach społecznościowych, że „bycie miłym” i rezygnacja z podatku cyfrowego w niczym UE nie pomogła:

„Kluczowy jest teraz inteligentny odwet, nawet jeśli w krótkim okresie prowadzi ku niebezpiecznym gospodarczym i geopolitycznym wodom (tak, administracja Trumpa może podwoić stawkę, aż w końcu się wycofa). Inteligentny odwet oznacza coś zupełnie innego niż jednolite amerykańskie cło (które prawdopodobnie jest tak samo

złe dla USA, jak i dla Europy): oznacza podejście według formuły produkt po produkcie, by uderzyć w to, co boli najbardziej (politycznie lub gospodarczo), a jednocześnie najmniej szkodzi UE”.

Inteligentny odwet

Jak taki „inteligentny odwet” mógłby wyglądać? Pytamy o to Sandera Tordoira. Ekspert twierdzi, że jeśli odwet będzie konieczny, musi on zadać maksymalne straty USA, przy minimalnych kosztach dla siebie.

"Oznacza to nałożenie ceł na wąską grupę produktów i usług importowanych z USA, które są produkowane w okręgach kontrolowanych przez czołowych Republikanów. UE zawiesiła pierwszy pakiet ceł odwetowych na amerykańskie towary o wartości 21 mld euro na 90 dni, aby umożliwić rozmowy po wprowadzeniu przez USA ceł na stal i aluminium, podczas gdy drugi, nieopublikowany pakiet, dotyczący towarów o wartości 72 mld euro, jest w przygotowaniu".

Zdaniem ekonomisty UE powinna aktywować te cła 1 sierpnia, jeśli Trump będzie dalej podbijał stawkę.

"Jego najnowsza groźba – 30 proc. cła na eksport UE do USA – jest tak wysoka, że uczyniłaby eksport UE nieopłacalnym. W takim przypadku UE nie ma wiele do stracenia, odpowiadając ostro, jeśli taki stan rzeczy utrzyma się do 1 sierpnia".

Wszyscy tracą

Cytowany już wcześniej Brad Setser pisze, że gdyby stawka 30 proc. na eksport z UE i 25 proc. na eksport z krajów azjatyckich innych niż Chiny się utrzymała, to do USA wraca ryzyko recesji. Setser cytuje dane, które wskazują, że import z UE odpowiada za 2 proc. amerykańskiego PKB, a import z krajów azjatyckich za kolejne 2,5 proc.

Komisja Europejska w najnowszej, majowej prognozie gospodarczej obniżyła przewidywania wzrostu na 2025 rok z 1,5 do 1,1 proc. w całej UE i z 1,3 do 0,9 proc. w strefie euro. Eskalacja w wojnie handlowej obniżyłaby te liczby dalej i mogłaby spowodować nieco dłuższą stagnację poniżej zera. Ale nie sposób dziś przewidzieć, co zrobi Trump. A jego dotychczasowe ruchy pokazują, że szansa, że w międzyczasie zmieni zdanie, jest spora. Ciężkie to czasy dla nieczułych na tak nagłe zmiany modeli ekonomicznych.

Tordoir uważa, że na stole powinna być też „opcja nuklearna” – czyli uderzenie w eksport usług USA do UE, gdzie Ameryka ma dużą nadwyżkę

„Może to być jedyny sposób na zmianę układu sił. Trump reaguje na siłę. Aby znacząco obniżyć cła sektorowe, UE będzie musiała odpowiedzieć odwetem w tym samym sektorze lub celować w usługi USA, aby zwiększyć krajowe koszty polityczne w Stanach Zjednoczonych. Działanie w koordynacji z Japonią i innymi byłoby jeszcze skuteczniejsze – przełamałoby to strategię Trumpa »dziel i rządź«, gdzie

każdy negocjuje dwustronnie z USA, mimo że USA są w słabej pozycji, podejmując się sporów handlowych z wieloma partnerami naraz”.